Krysiak – od 30 lat skuteczny w ogrodzie

Rodzinna firma, która na rynku ogrodniczym od wielu lat skutecznie konkuruje z polskimi oddziałami zagranicznych koncernów, właśnie otworzyła nowy rozdział w swojej historii. O zmianach w spółce, największych sukcesach i wyzwaniach oraz trwającym procesie sukcesji rozmawiamy z Andrzejem Krysiakiem, prezesem zarządu, wiceprezesem Arturem Krysiakiem i Kingą Krysiak, specjalistką ds. marketingu 

 

Rozmawia: Michał Gradowski

 

Jak Pan wspomina swoje początki w biznesie? Jak bardzo zmienił się rynek ogrodniczy od 1990 r., kiedy powstała firma Krysiak?

Andrzej Krysiak: W czasie studiów pracowałem w Niemczech w branży ogrodniczej. Kiedy w Polsce wprowadzano wolność gospodarczą, postanowiłem wykorzystać swoje kontakty – czułem, że sprzedaż zmechanizowanego sprzętu ogrodniczego może być moją szansą. Podstawowych urządzeń ogrodniczych było wtedy w Polsce mało, a pozostałych – np. rozdrabniaczy do gałęzi czy wertykulatorów – klienci w ogóle nie znali. Polskich zakładów produkcyjnych praktycznie nie było albo zajmowały się tym asortymentem przy okazji.

Początkowo prowadziłem jednoosobową działalność, finansowaną z własnych oszczędności zgromadzonych dzięki pracy w Niemczech, a także pracy w Polsce jako płetwonurek. Czasem brakowało środków na rozwój, pożyczało się pieniądze od znajomych. W początkowym okresie działalności zdobycie zaufania któregokolwiek z banków i uzyskanie pierwszego kredytu bankowego wymagało czasu. Internetu jeszcze nie było, był wczesny początek telefonii komórkowej. Głównym narzędziem komunikacji był faks, wszystkie procesy zachodziły o wiele wolniej. Na początku sam przywoziłem kosiarki z Niemiec i rozwoziłem je do klientów. Tak w dużym skrócie wyglądały te początki.

Rynek od 1990 r. zmieniał się bardzo dynamicznie. Rozpoczęliśmy od kosiarek elektrycznych, a z każdym rokiem w naszej ofercie przybywało kolejnych urządzeń, które sprzedawaliśmy najczęściej do powstających prywatnych hurtowni i sklepów ogrodniczych. Przełomowym momentem było wejście na nasz rynek dużych sieci zagranicznych, których celem było zaimplementowanie w Polsce oferty z rynków zachodnich. Musieliśmy podjąć rękawicę, aby nie oddać tego rynku i zdobyć zaufanie już nie tylko sklepów ogrodniczych, czy powstających punktów dealerskich, ale także sieci handlowych.

Choć zmiany na rynku są ogromne, to z dużą częścią naszych kluczowych klientów, z którymi wspólnie od wielu lat rozwijamy biznes, łączą nas bliskie relacje. Z jednoosobowej firmy staliśmy się spółką zatrudniającą 50 etatowych pracowników, z których część pracuje z nami od wielu lat.

 

W kategorii sprzętu do pielęgnacji ogrodów większość znaczących firm w Polsce to oddziały zagranicznych koncernów, a mimo to rodzinna firma, jaką jest spółka Krysiak, od wielu lat skutecznie z nimi konkuruje. Recepta na sukces? Jakie były najtrudniejsze momenty w historii firmy?    

A.K.: Myślę, że najważniejszym czynnikiem jest zaufanie klientów oraz fakt, że jesteśmy dla nich wiarygodnym partnerem, który dba o jakość, wysokie standardy obsługi i ciągłość opieki posprzedażowej. Spółka Krysiak – wiem to z rozmów z naszymi partnerami – jest postrzegana jako firma o ustabilizowanej pozycji na rynku, która nigdy nie zapomina o klientach.

Na przestrzeni wielu lat działania firmy nie brakowało jednak trudnych momentów. Wyzwaniem, szczególnie na początku, było utrzymanie stałych cen w sezonie. Jeśli spojrzymy na różnice w poziomie kursów walut, zwłaszcza przed wejściem Polski do UE, wahania były bardzo duże. Dokładaliśmy starań, żeby nie przerzucać tego ciężaru na klientów – nawet jeśli wiązało się to ze znaczącymi kosztami dla firmy.

Zarówno my, jak i większość globalnych graczy na tym rynku, od wielu lat współpracuje z chińskimi producentami, jednak 15 lat temu ich doświadczenie było nieporównywalnie mniejsze, a kontrola jakości o wiele bardziej wymagająca. W przypadku problemów zawsze robiliśmy wszystko, aby chronić interes klientów, bo ich zaufanie łatwo stracić, a później bardzo trudno je odbudować.

Trudny był także czas kryzysu na rynkach finansowych w 2008 r., choć firma miała już wtedy ustabilizowaną pozycję na rynku. Wiele banków zagranicznych straciło wtedy zaufanie do polskiego rynku. Jeden z kredytujących nas banków z dnia na dzień ograniczył limity kredytowe wielu polskim przedsiębiorcom, w tym także nam. Znalezienie innego banku zdecydowanego na przejęcie kredytu w tym trudnym dla całej gospodarki okresie było ogromnym wyzwaniem. Dla nas sytuacja była szczególnie trudna, bo rozpoczynał się sezon ogrodniczy, a my potrzebowaliśmy środków na zatowarowanie dla klientów, którzy z nami współpracowali i złożyli zamówienia na nadchodzący sezon.

 

Artur Krysiak: Pamiętam ten czas bardzo dobrze, to był mój pierwszy rok pracy w firmie. Pisałem też wtedy pracę dyplomową dotyczącą finansów behawioralnych, więc temat był mi bliski. Podczas kryzysu wybuchła panika na rynku, a sytuacja zmieniała się tak dynamicznie, że prognozowanie cen było praktycznie niemożliwe. Kiedy kryzys spowodował nerwowe reakcje banku, o których wspominał ojciec, byliśmy na wakacjach zimowych. Ojciec nocami nie spał, próbując znaleźć jakieś rozwiązania i w jakiś sposób zareagować, żeby zminimalizować koszty, jakie firma z tego powodu ponosi.

 

A.K.: Jednak nawet w tym trudnym roku osiągnęliśmy wzrost sprzedaży i właśnie te systematyczne wzrosty obrotów rok do roku, niezależnie od okoliczności, uważam za nasz największy sukces, czego dowodem są m.in. wielokrotnie przyznawane nam nagrody Gazel Biznesu. Wyróżnienie to po raz kolejny przyznano nam w tym roku. Dwukrotnie też znaleźliśmy się w gronie firm wyróżnionych Mini Diamentami Forbesa.

Zbudowaliśmy mocną pozycję na rynku praktycznie od zera i do wielu lat ją umacniamy. Jednak nie byłoby tego sukcesu, gdyby nie starania naszych współpracowników, szczególnie tych, którzy współpracują z nami z bardzo dużym zaangażowaniem od wielu lat.

 

To był bardzo pracowity rok dla Państwa firmy. Nowy logotyp, nowe hasło przewodnie „Skuteczny w ogrodzie”, nowe opakowania – a to tylko część zmian. Co było najtrudniejsze w całym procesie rebrandingu?

Ar.K.: Na pewno nawarstwienie pracy, bo jedna zmiana pociągała za sobą kolejne. Po wyborze nowego logotypu należało zmienić opakowania, a także wszystkie inne projekty graficzne. Po zmianie logotypu jednej marki rozpoczynał się analogiczny proces przy kolejnej – łącznie metamorfozę przeszły 3 nasze marki – Faworyt, Lider, Handy. Wprowadziliśmy także zupełnie nową markę – Faworyt Pro.

Wyzwaniem była także koordynacja pracy grafików koncepcyjnych, których zadaniem było wyznaczenie nowego kierunku identyfikacji wizualnej z pracą grafików, którzy przenosili i rozwijali te pomysły w kolejnych projektach – przede wszystkim opakowań i reklam. Na to wszystko nakładała się jeszcze presja czasu – musieliśmy zdążyć z finalizacją wszystkich projektów, nim ruszy produkcja, a przecież każdy z nich był tworzony od początku.

 

Czy można powiedzieć, że nowy rozdział w historii firmy właśnie został otwarty? 

Ar.K.: Tak, zdecydowanie. Zmieniliśmy identyfikację wizualną oraz komunikację zewnętrzną. Salon sprzedaży został poddany modernizacji, zmienił się wygląd budynków, a obecnie prowadzony jest remont serwisu i działu części. Liczymy, że dzięki tym nowym, atrakcyjnym wnętrzom komfort zarówno naszych klientów, jak i pracowników będzie większy. Zmieniamy również komunikację wewnętrzną: wprowadziliśmy biuletyn, wzmacniamy struktury HR, wciąż pracujemy nad rozwojem IT. Można śmiało powiedzieć, że przechodzimy kolejny proces profesjonalizacji firmy.

 

Najważniejszą zmianą w ofercie na nowy sezon wydaje się wprowadzenie nowej marki – Faworyt Pro z podzespołami firmowanymi przez renomowane firmy i wydłużoną gwarancją. Jaka ma być grupa docelowa?

Kinga Krysiak: Naszą ofertę kierujemy do tradycyjnych sieci dealerskich, a grupę docelową stanowią konsumenci, dla których nadrzędną wartością podczas zakupów jest wysoka jakość sprzętu oraz jego niezawodność. Kierujemy nasz sprzęt do użytkowników, którzy doceniają także względy estetyczne, kolorystykę, design. Dodatkowo przygotowujemy także nowe regały ekspozycyjne dedykowane marce Faworyt Pro.

 

Jakie trendy będą miały w przyszłości największy wpływ na kategorię sprzętu ogrodniczego? Jakie zmiany w nowej ofercie mogą w największym stopniu wpłynąć na wzrosty sprzedaży?  

A.K.: Konsumenci z każdym rokiem przykładają coraz większą wagę do pielęgnacji ogrodu, wzrasta zasobność portfeli i zapotrzebowanie na coraz bardziej specjalistyczne urządzenia ogrodnicze. W przyszłości jeszcze bardziej popularny będzie trend ekologiczny, dlatego przewidujemy wzrost zainteresowania urządzeniami akumulatorowymi. Duże nadzieje wiążemy z wprowadzaną właśnie przez nas linią urządzeń akumulatorowych wykorzystujących baterie o napięciu 40 V. Wydaje mi się, że udało się nam uzyskać optymalny stosunek jakości do ceny, o co zwykle zabiegaliśmy, oferując różne urządzenia na naszym rynku. Z innych ciekawostek, w związku z rosnącym zainteresowaniem klientów proponujemy w nowej ofercie kolejne modele kosiarek spalinowych z rozrusznikami elektrycznymi.

 

Faworyt, Lider, Handy – a w innych kategoriach produktowych także inne marki – oferta firmy Krysiak jest bardzo różnorodna. Czy to nie utrudnia budowania silnej pozycji na rynku i rozpoznawalności wśród konsumentów?

K.K.: Ta różnorodność jest większym wyzwaniem w takich obszarach, jak planowanie produkcji czy działania marketingowe, jednak ważniejszym celem jest dla nas dotarcie do jak najliczniejszego grona klientów z możliwie szeroką ofertą. Nasze marki są znane na rynku od wielu lat, a tak skonstruowana oferta umożliwia segmentację rynku i większą elastyczność, dopasowanie naszej oferty do różnych grup nabywców, w zależności od zasobności portfela, oczekiwań konsumentów itp. Dodatkowo możemy również zaproponować nasze urządzenia w szerokiej gamie kolorystycznej.

 

Wiele firm na rynku ogrodniczym stoi teraz przed może największym wyzwaniem – sukcesją. Firmie Krysiak udało się przejść przez ten trudny proces. Co było największym wyzwaniem?

Ar.K.: Znajdujemy się w trakcie sukcesji, która nie jest łatwym procesem. Różnice pokoleniowe niekiedy owocują odmienną wizją kierunku rozwoju firmy. Jednak – nawet jeśli mamy inne spojrzenie na prowadzenie biznesu – staramy się znajdować punkty wspólne. Jesteśmy zdania, że konflikt jest przede wszystkim twórczy. W tym procesie bardzo pomaga mi wcześniej zdobyte doświadczenie.

Jeszcze kiedy za firmowy magazyn służył nam rodzinny garaż pomagałem nosić kartony z kosiarkami, czy kolportowałem wśród sąsiadów pierwsze ulotki. Od ponad 10 lat jestem w pełni zaangażowany w działania firmy, przeszedłem przez wszystkie działy: magazyn, serwis, części zamienne, dział realizacji zamówień hurtowych. Kolejnym krokiem było rozpoczęcie własnej działalności, w której wspierałem firmę w obszarze serwisu i części zamiennych. Od 4 lat pełnię funkcję wiceprezesa. Obecnie koncentruję się głównie na zarządzaniu, HR, IT, marketingu, ryzyku walutowym. Jestem też odpowiedzialny za inwestycje.

 

A.K.: Moje pokolenie, które dorastało w czasach niedoboru, ma trochę inne spojrzenie na rzeczywistość. Nigdy nie unikałem zmian, ich kierunek, proponowany przez Artura czy Kingę, uważam za słuszny, ale nie zawsze zgadzamy się co do tempa ich wprowadzania.

Artur dorastał razem z firmą. Już w szkole średniej w czasie wakacji pomagał w różnych pracach. Wielu pracowników, zwłaszcza tych z dłuższym stażem, pamięta go jako dorastającego chłopaka, dlatego budowanie autorytetu wymaga od niego znacznie więcej zaangażowania niż w moim przypadku – osoby, która budowała tę firmę od podstaw. Kinga początkowo miała inne plany zawodowe, bardzo pozytywnym zaskoczeniem była dla mnie jej decyzja o włączeniu się w działania firmy.

 

K.K.: W niewielkim zakresie pomagałam w firmie już wcześniej np. wprowadzając dane serwisowe do systemu informatycznego firmy. Pracę na pełen etat rozpoczęłam 1,5 roku temu. Co zdecydowało? Przede wszystkim fakt, że dobrze rozumiemy się z Arturem, mamy podobną wizję rozwoju firmy. Dodatkową motywacją jest możliwość kontynuowania rodzinnego biznesu, wpływania na kształt firmy, ze wsparciem taty i Artura. Jestem na etapie bliższego poznawania całej struktury firmy – zaczynałam w dziale części zamiennych, później wspierałam także dział kontroli jakości i dział realizacji zamówień hurtowych. W czasie modernizacji salonu sprzedaży zajęłam się również sklepem detalicznym – wprowadzaniem nowych zasad działania i restrukturyzacją pracy. Równocześnie zajmowałam się fotografowaniem produktów oraz wspieraniem działu graficznego. Od kilku miesięcy jestem najsilniej zaangażowana w obszarze marketingu oraz kontroli jakości, a w najbliższym czasie zajmę się także działaniami z zakresu HR.

 

Cała Państwa rodzina poza pracą znajduje jeszcze czas na wiele różnorodnych pasji. Które z nich zapewniają najlepszy „reset”, a które najlepiej sprawdzają się jako źródło inspiracji w pracy?

A.K.: Od czasów szkolnych lubiłem sport, szczególnie związany z wodą, przez 25 lat byłem czynnym płetwonurkiem, kilka lat uprawiałem rugby podwodne, a obecnie w wolnym czasie i kiedy warunki na to pozwalają pływam na desce windsurfingowej.  Pomaga mi to wyciszyć się i nabrać dystansu do codziennych problemów. Nawet kiedy wiatr jest słaby, lubię postać na desce i pobić się z własnymi myślami.

Każdej zimy staramy się wygospodarować trochę czasu na snowboard lub narty. Również te moje zainteresowania próbowałem z różnym skutkiem zaszczepić dzieciom.

Ar.K.: Sport zawsze był moją pasją, kiedyś szukałem w nim adrenaliny i odreagowania, uprawiałem windsurfing, kitesurfing, snowboard, nurkowanie, hokej podwodny, przez 3 lata intensywnie crossfit. Teraz trochę zmieniłem priorytety, szukam raczej wyciszenia i relaksu, zacząłem uprawiać jogę, pływam, medytuję.

 

K.K.: Jako psycholog z wykształcenia wolny czas poświęcam literaturze psychologicznej. Jedną z moich pasji jest muzyka, ale rodzice zaszczepili we mnie również zamiłowanie do sportu. W moim przypadku były to jednak zawsze sporty zespołowe – siatkówka czy grupowe zajęcia fitness. Ma to oczywiście przełożenie na to, jak funkcjonuję w pracy, w której staramy się być jedną, zgraną drużyną.

REKLAMA
Targi Zieleń to życie