Prognozowanie popytu na rośliny to loteria…

O aktualnych roślinnych trendach i pozycji eksportowej polskich szkółek opowiedział nam Jakub Kurowski, współwłaściciel Szkółek Kurowscy

Rozmawiał: Michał Gradowski

Czy jak do tej pory to był dobry rok pod względem obrotów dla Szkółek Kurowscy?

Trudno oczekiwać rekordów sprzedaży w tym roku, ale – biorąc pod uwagę w jakich warunkach przyszło nam funkcjonować – nie możemy narzekać Spodziewaliśmy się, że będzie gorzej. Pomimo wymagających okoliczności nasza współpraca z centrami ogrodniczymi i innymi klientami układa się dobrze. Cieszy, że w tych niełatwych czasach centra ogrodnicze potrafią skutecznie walczyć o klientów.

Cały czas dopracowujemy i rozszerzamy ofertę. Staramy się, aby cały rok była atrakcyjna, bez efektu: „mocna wiosna, a później długo, długo nic”. Koncentrujemy się na tym, aby przez pełen okres największej frekwencji w centrach ogrodniczych mieć atrakcyjny, przyciągający klientów materiał. Rozszerzamy współpracę z dotychczasowymi klientami, zdobywamy wielu nowych, złapaliśmy efekt skali.  

Jakie zmiany w preferencjach klientów można zauważyć na rynku?

Klienci poszukują roślin, które będą jak najdłużej dekoracyjne, „nieproblematycznych”, w możliwie największym stopniu odpornych na choroby. Nadal królują hortensje – które wygrywają długim okresem, w którym zachowują dekoracyjny wygląd, łatwością uprawy, niskimi wymaganiami.

Zwiększa się także zainteresowanie, zarówno hodowców, jak i konsumentów, odmianami odpornymi na susze. Odmiany generyczne tracą na znaczeniu na rzecz odmian licencjonowanych. Choć można spotkać się z opiniami, że rynek potrzebuje tańszych roślin, to tak naprawdę zarówno szkółki, jak i centra ogrodnicze stawiają na lepsze odmiany spełniające wyśrubowane wymagania klientów. W przypadku odmian licencjonowanych cena w bezpośredni sposób przekłada się na jakość.

Jakie są obecnie największe wyzwania dla szkółek? Czy niekorzystne czynniki ekonomiczne osłabiają konkurencyjność polskich szkółek na rynku europejskim?

Pozycja eksportowa polskich szkółek nie jest najlepsza. Rynki wschodnie są odcięte, inflacja w Polsce jest znacznie wyższa niż w UE, borykamy się z horrendalnymi cenami energii czy windowaną politycznie wysokością płacy minimalnej – wszystkie te czynniki sprawiają, że dużo trudniej jest produkować rośliny w Polsce. Jednocześnie bardzo mocna jest obecnie pozycja złotówki – niski kurs naszej waluty wiosną był sporym ułatwieniem, oferta polskich szkółek była atrakcyjna na rynkach zagranicznych, teraz straciliśmy tę przewagę, co sprawia, że mocniej wchodzą do gry rośliny importowane.

Sporym wyzwaniem jest też planowanie produkcji i szacowanie jej kosztów oraz prognozowanie popytu – krajowego i zagranicznego. 

Wiele szkółek próbuje optymalizować koszty kupując środki produkcji na zapas.

Jest to jakieś rozwiązanie, ale wiąże się z zamrożeniem kapitału, kosztami magazynowania. Na cenach wyrobów plastikowych, takich jak doniczki produkcyjne, można się było, mówiąc kolokwialnie, „przejechać”. Wywindowane do wysokich poziomów teraz się stabilizują czy wręcz spadają.

Inflacja pomaga w tym sensie, że pomimo rosnących kosztów produkcji można bez obaw produkować, zakładając, że cena finalnego produktu na rynku i tak będzie rosła. Co ważne rynek uspokoił się już w zakresie dostępności środków produkcji – już nie musimy walczyć o dostawy.  

Prognozy na przyszłość?    

Trudne warunki funkcjonowania raczej się utrzymają, nie jestem tutaj wielkim optymistą. W zakresie potencjału eksportowego polskich szkółek obecnie jesteśmy na stosunkowo niskim poziomie, więc jest duża szansa na poprawę.

Otwarte pozostaje pytanie kiedy skończy się wojna i ruszy odbudowa Ukrainy, co byłoby ogromnym bodźcem rozwojowym. Pozytywnym czynnikiem mogą też być nadchodzące wybory, które zawsze mobilizują do większych wydatków na zieleń miejską.     

REKLAMA