Na rynku ogrodniczym jest niewiele produktów naprawdę innowacyjnych. Jednym z nich jest WYCIĄGACZ KLESZCZY SafeCard firmy Kozielski. – Za kilka lat każdy będzie nosił tę kartę przy sobie, tak jak w Danii – mówi Marek Kozielski, właściciel firmy
Rozmawia: Michał Gradowski
Na polskim rynku dotychczas nie było produktu, który w łatwy, skuteczny i bezpieczny sposób umożliwiał usuwanie kleszczy. Tę lukę wypełnia SafeCard. Jak ten produkt trafił do Polski?
Pierwszy raz zauważyłem go odwiedzając znajomych w Danii. Zarówno tam, jak i w całej Skandynawii jest to produkt na tyle popularny, że niemal każdy nosi go przy sobie. WYCIĄGACZ KLESZCZY SafeCard bazuje na nowym pomyśle – kleszcza usuwa się bez użycia siły. To bezpieczna metoda, w przeciwieństwie do tradycyjnych sposobów usuwania kleszczy. Gdy naciśniemy lub w inny sposób podrażnimy kleszcza, może on wstrzyknąć niebezpieczne bakterie i wirusy do organizmu człowieka lub zwierzęcia. Zarazki te, w najgorszych przypadkach, mogą wywołać zapalenie opon mózgowych czy boreliozę. SafeCard doskonale pasuje więc do filozofii firmy – wprowadzania na rynek innowacyjnych, unikatowych produktów.
Jakie są pierwsze efekty strategii realizowanej przy wprowadzaniu tego produktu na rynek?
WYCIĄGACZ KLESZCZY SafeCard został bardzo dobrze przyjęty przez konsumentów, widać, że wypełnił rynkową niszę. Staramy się jednak wypromować przede wszystkim ideę związaną z używaniem tego produktu, a to wymaga czasu. Myślę, że w ciągu pięciu lat będzie to w Polsce produkt tak popularny jak w Danii czy Niemczech. Rozwijamy także sprzedaż w innych krajach. Jesteśmy wyłącznym dystrybutorem SafeCard w całej Europie Środkowo-Wschodniej. Sprzedajemy go m.in. w Czechach, na Słowacji i Białorusi. Ostatnio zrealizowaliśmy duże zamówienie dla Estońskiego Czerwonego Krzyża.
Trudno o lepszy dowód skuteczności tego produktu.
To prawda. Klienci doceniają, że WYCIĄGACZ KLESZCZY SafeCard powstał przy współpracy naukowców, biologów i lekarzy, którzy specjalizują się w leczeniu chorób wywoływanych przez kleszcze.