O gruntownej przebudowie centrum ogrodniczego, optymalnym wykorzystaniu stosunkowo niewielkiej przestrzeni i zmianach w branży ogrodniczej rozmawiamy z Jakubem Kowalewskim, współwłaścicielem Ogrodów Podlaskich w Siedlcach
Rozmawia: Michał Gradowski
Jak powstały Ogrody Podlaskie?
Ogrody Podlaskie istnieją już ponad 20 lat. Moi rodzice zajmują się ogrodnictwem jeszcze dłużej – oboje pracowali w spółdzielniach ogrodniczych, zajmując się nie tylko handlem, ale też profesjonalnym doradztwem. Na początku szalonych lat 90., dokładnie w 1992 roku, postanowili założyć własny biznes i tak właśnie powstały Ogrody Podlaskie. Obok prowadzenia Centrum Ogrodniczego w Siedlcach oraz dwóch punktów sprzedaży maszyn ogrodniczych w Siedlcach i Łukowie zajmujemy się także produkcją roślin rabatowych i bylin. Odkąd pamiętam starałem się pomagać rodzicom w prowadzeniu biznesu, a w pełni zaangażowałem się w 2005 roku. Jestem więc ogrodnikiem nie z wykształcenia, ale z urodzenia. Twórcami oraz główną siłą napędową Ogrodów Podlaskich są jednak bez wątpienia moi rodzice.
Jak rozbudowa centrum wpłynęła na funkcjonowanie placówki?
To długofalowa inwestycja, ale z pierwszego sezonu po rozbudowie jesteśmy bardzo zadowoleni. Wcześniej brakowało nam powierzchni, nie mogliśmy odpowiednio wyeksponować wielu produktów, co przekładało się na nieco mniejszą wygodę zakupów. Dzięki nowej inwestycji dysponujemy pięciokrotnie większą powierzchnią i poszerzyliśmy ofertę. Teraz, oprócz rozbudowanego działu roślin, maszyn i narzędzi, mamy zupełnie nowe kategorie produktowe, np. asortyment do przetwórstwa, nawadniania czy artykuły BBQ. Znacznie powiększyliśmy też parking.
Z jakich wzorców Państwo czerpali planując tę inwestycję?
Projekt, w oparciu o nasze sugestie, przygotowywały dwie pracownie architektoniczne. To był długi, mozolny proces, podczas którego analizowaliśmy bardzo wiele czynników – od teorii architektury po psychologię zakupów. Działka jest stosunkowo niewielka, a na 3 tys. m2 bardzo trudno pomieścić wygodny parking, efektowną eskpozycję roślin, powierzchnię handlową, serwis maszyn, magazyn oraz pomieszczenia biurowe i socjalne. Jednak właśnie dzięki dokładnemu zaplanowaniu udało się połączyć funkcjonalność z estetyką.
Ogrody Podlaskie pozytywnie wyróżniają się na tle innych punktów handlowych. Czy właściciele placówek ogrodniczych, którzy uważają, że remont nie wpłynie na handlowy sukces, mają rację?
Uważam, że na rynku ogrodniczym, w porównaniu do innych branż, punkty handlowe wcale nie wypadają źle. Inwestorzy nie doceniają jednak wagi projektowania i długofalowego planowania. Pomysł na rozbudowę naszego centrum zrodził się już w 2005 roku i od tego czasu nawet drobne inwestycje, takie jak utwardzenie placu były podporządkowane planowi rozbudowy, który teraz zrealizowaliśmy. Często nie jest to kwestia braku pieniędzy – jest cała masa niedrogich rozwiązań, które mogą poprawić estetykę i funkcjonalność każdej placówki.
Jak na przestrzeni lat, od momentu powstania, zmieniały się Ogrody Podlaskie – oferta i sposób funkcjonowania centrum?
Różnica jest kolosalna. Na początku działalności sprzedawaliśmy w sezonie dwie kosiarki spalinowe, a w ofercie było kilkadziesiąt gatunków roślin. Obecnie w każdym sezonie oferujemy kilkadziesiąt różnych kosiarek, a ofertę roślin można liczyć w tysiącach. Zmienia się też otoczenie biznesu – dbałość o zieleń w gminach i prywatnych domach jest znacznie większa niż 20 lat temu. Ogromny postęp widać też na wsiach, gdzie do pielęgnacji ogrodów przykłada się coraz większą wagę. Rolnicy to dla nas ważna grupa klientów, bo w ofercie mamy także środki ochrony roślin dla profesjonalnego odbiorcy.
Jak w tym czasie zmieniały się preferencje klientów?
Klienci są obecnie znacznie bardziej świadomi i wymagający, ale też często o wiele zamożniejsi. Dokonują przemyślanych zakupów, analizują różne możliwości. Naszą główną grupą klientów są konsumenci mieszkający w promieniu 50 km od Siedlec. To właśnie do ich potrzeb staramy się jak najlepiej dostosować. W branży ogrodniczej najważniejszą grupą klientów są kobiety w przedziale wiekowym 28-45 lat. Kluczem do sukcesu jest jednak różnorodny asortyment uwzględniający preferencje wszystkich klientów. Wiele artykułów sami sprawdzamy, by z pełną odpowiedzialnością móc polecać je konsumentom. Chętnie wprowadzamy także nowości, bo centrum musi się rozwijać, ale ostrożnie, ponieważ rynek ogrodniczy jest jednak dość konserwatywny.
Czy konkurencja ze strony sieci DIY jest poważnym zagrożeniem dla funkcjonowania centrów ogrodniczych w Polsce?
W Siedlcach jak do tej pory działają dwie sieci – NOMI i Mrówka. Śledzimy też informacje o możliwości powstania kolejnych marketów DIY. Doceniamy tę konkurencję, ale nie obawiamy się jej, ponieważ nasi klienci wiedzą, że wyspecjalizowane firmy lepiej o nich zadbają. Systematycznie porównujemy też ceny, więc wiemy, że markety wcale nie są tanie – chciałbym sprzedawać wiele produktów w tak wysokich cenach, jak robią to markety.
Jak ocenia Pan rynek hurtowy w branży ogrodniczej? Czy dla dużych placówek korzystanie z pośrednictwa hurtowni jest korzystne?
Współpraca bezpośrednio z dystrybutorem jest rentowna tylko przy bardzo dużych zamówieniach, dlatego korzystamy z pośrednictwa najważniejszych hurtowni w regionie. Konkurencja cenowa między nimi jest bardzo duża, ale my kierujemy się przede wszystkim dobrymi relacjami i jakością produktów, co daje nam gwarancję, że konkretna sprawa zostanie załatwiona szybko i profesjonalnie.
Wszystkim hurtowniom zależy na dużych zatowarowaniach przed sezonem, ale jeśli w jego trakcie potrzebujemy niewielkiej dostawy towaru, a hurtownia nie jest w stanie nam jej zapewnić, to nie współpracujemy z taką firmą. Jeśli my nie zostaniemy dobrze obsłużeni, to ucierpi na tym także nasz klient, a na to nie możemy sobie pozwolić.
W jaki sposób przyciągać nowych klientów do centrów ogrodniczych?
Najskuteczniejszy sposób jest jednocześnie, przynajmniej w teorii, banalnie prosty – trzeba ciężko pracować i cały czas się starać.
Poczta pantoflowa to najlepsza forma promocji, choć stosujemy oczywiście także inne metody – reklamy w przestrzeni miejskiej, w radiu czy prasie lokalnej. Prowadzimy także profil Ogrodów Podlaskich na Facebooku, gdzie przygotowujemy dla naszych fanów specjalne niespodzianki. Kampanie marketingowe planujemy z góry dwa razy do roku i za każdym razem sprawdzamy ich efektywność.
Rodzinne biznesy w branży ogrodniczej często popadają w kłopoty, bo zbyt emocjonalnie traktują swoją działalność. Czy w Państwa przypadku rodzinna firma to więcej plusów czy minusów?
Nasze emocjonalne podejście do pracy sprawia, że tym bardziej zależy nam na podejmowaniu racjonalnych decyzji. Wspieramy się, mamy jasno określony podział kompetencji, więc plusów jest zdecydowanie więcej. Poza tym największą satysfakcją w pracy jest dla mnie budowanie – nie w sensie wznoszenia budynku, ale tworzenia czegoś trwałego na mocnych podstawach, a takim projektem są właśnie Ogrody Podlaskie. Podtrzymywanie rodzinnych tradycji jest dodatkową motywacją do ciężkiej pracy.