O aktualnej sytuacji na rynku rozmawiamy z Pawłem Kolasą, prezesem zarządu spółki HORTICO
Rozmawia: Michał Gradowski
Jakie zmiany wprowadziło HORTICO w punktach detalicznych i hurtowniach w związku z pandemią koronawirusa?
W naszych centrach ogrodniczych i sklepie Mrówka podzieliliśmy zespoły pracowników na dwie grupy, które się ze sobą nie stykają. Gdyby okazało się, że któryś z pracowników jest zarażony wirusem, możemy przeprowadzić dezynfekcję sklepu i w ciągu kilku godziny wznowić pracę. Podobnie jest także w hurtowniach – działają pełną parą, z tą różnicą, że towar dostarczamy pod drzwi, a kierowcy nie kontaktują się z personelem sklepów.
W sklepach zamontowaliśmy też przy kasach szyby z pleksi chroniące pracowników, kasjerki pracują w rękawiczkach i maseczkach, udostępniliśmy środki dezynfekcyjne, pilnujemy odstępów w kolejce między klientami itp.
Czy są problemy z obsadą?
Z możliwości skorzystania z dodatkowego zasiłku opiekuńczego skorzystały pojedyncze osoby, głównie młode małżeństwa. Jestem zbudowany postawą pracowników, solidarnością całej załogi w tej trudnej sytuacji. Są zaangażowani i świadomi sytuacji – działamy przecież w branży sezonowej, w której przez 3 miesiące musimy zarobić na cały rok.
Jaki jest obrót i frekwencja w punktach detalicznych?
Ubiegły rok był rekordowy w historii HORTICO. Skonsolidowane przychody ze sprzedaży Grupy przekroczyły 108 mln zł i były o 13% wyższe niż w roku poprzednim, a we wszystkich punktach detalicznych wyniki były rewelacyjne, odnotowaliśmy dwucyfrowe wzrosty sprzedaży. Pomimo tych znakomitych wyników w 2019 roku, w lutym tego roku ponownie osiągnęliśmy wzrosty sprzedaży. Obecnie sytuacja zmienia się bardzo szybko – bywają dni kiedy centra są prawie wymarłe, ale w inne ruch jest bardzo duży. Paradoksalnie apele o zostanie w domu przełożyły się na większy ruch w Mrówce, w marcu obroty znacząco wzrosły, zwłaszcza w dziale budowlanym.
Czy koniecznie było przesunięcie dostaw towaru, zwłaszcza roślin?
Pierwsze duże dostawy roślin z Holandii do punktów detalicznych były zaplanowane pod koniec lutego i na początku marca i ich nie mogliśmy przesunąć. To rośliny takie jak lawendy, zioła czy hortensje – trudno powiedzieć, aby był to nietrafiony zakup, ale na razie czekają na klientów.
Ograniczyliśmy jednak nowe dostawy od polskich szkółkarzy, przyjmujemy np. połowę materiału lub przekładamy dostawę.
Ale są też grupy produktów, które sprzedają się rewelacyjnie. We wszystkich naszych punktach sprzedaliśmy wszystkie opryskiwacze, co może przełożyć się w przyszłości na mniejszą sprzedaż środków ochrony roślin, bo nie będzie opryskiwaczy, te zostały wyprzedane do dezynfekcji. Nasiona sprzedają się jak nigdy dotąd. Klienci przez najbliższych kilka miesięcy ograniczą wyjazdy, więcej czasu i uwagi poświęcą na ogród. Paradoksalnie możemy na tym skorzystać.
Będą bankructwa w branży ogrodniczej?
Nie chce się bawić w jasnowidza, ale trzeba to brać pod uwagę, bo wiemy jakimi nadwyżkami dysponuje wiele firm na rynku. Producenci to często zamożne firmy, pracują na wyższych marżach, poradzą sobie. W gorszej sytuacji są sklepy tradycyjne i hurtownie, które na bieżąco wydają swoje przychody. Właściciele niektórych sklepów obsługiwanych przez nasze hurtownie, z ostrożności czy strachu, zdecydowali się na zamknięcie. Skala tego zjawiska u naszych klientów nie jest duża, to ok. 5-10%.
Mają pełne półki towaru i olbrzymie zobowiązania – trudno powiedzieć jaki jest ich plan działania na ten rok.
Dużym problemem jest kurs euro. HORTICO jest poważnym importerem nawozów, co roku sprzedajemy kilka tysięcy ton nawozów dla profesjonalistów, które zamawialiśmy po cenie 4,23 zł, a dziś musimy kupić € 10% drożej. To ogromna różnica. Ceny nawozów już poszły w górę, w tej kategorii mamy obecnie rynek dostawcy, klienci nie pytają o cenę, tylko kiedy możemy przywieźć towar.
Jakie mogą być długofalowe konsekwencje obecnej sytuacji?
Staram się szukać pozytywów. Poza większą ilością czasu na refleksję nad naszym tempem życia i relacjami, widzę też korzystny aspekt z punktu widzenia pracodawcy. Mamy coraz więcej telefonów z pytaniem o pracę, m.in. od pracowników gastronomii czy zakładów usługowych, którzy z dnia na dzień stracili źródło utrzymania. Może więc uda się przywrócić normalny balans w relacjach pracodawca-pracownik.
Dla całej gospodarki konsekwencje pandemii będą jednak dramatyczne, to system naczyń połączonych, wielu następstw nie jesteśmy sobie w stanie nawet wyobrazić. Ważnym pytaniem jest też to, kto zapłaci za straty spowodowane np. „siłą wyższą”. Zagrożenie anarchią prawną wydaje się też coraz bardziej realne.