Rozwijamy się razem z firmą

Małgorzata i Piotr Halupczokowie, właściciele Centrum Ogrodniczego Pracuś, do niewielkiego Ozimka przyciągają klientów z całej Opolszczyzny – dzięki szerokiej ofercie i efektownym ekspozycjom, które sprawiają, że centrum cały czas tętni życiem. Choć Pracuś jest dziś wielokrotnie większy niż na początku działalności, to jego właściciele pozostali skromni, a nazwa firmy dobrze oddaje ich podejście do prowadzenia biznesu

Rozmawia: Michał Gradowski

Ozimek to miasto, które ma niespełna 9 tys. mieszkańców. Jak w tak niewielkiej miejscowości udało się zbudować tak duże, dobrze prosperujące centrum ogrodnicze?
Rzeczywiście, potencjał pod względem liczby konsumentów w najbliższej okolicy jest niewielki, ale przyciągamy klientów z bardzo dużego obszaru. Najbliższe miasto wojewódzkie, Opole, oddalone jest od nas o 30 km i właściwie w całym województwie nie ma drugiego tak dużego obiektu, poza marketami sieci DIY.
Obecnie dysponujemy 5 tys. m kw. pod dachem i 5 tys. na zewnętrzną ekspozycję roślin. To nie jest jednak wielka inwestycja, która powstała w jeden sezon, ale systematycznie rozwijany biznes. Zaczynaliśmy od 100 m kw.,
klientów stopniowo przybywało, zatrudnialiśmy więcej personelu, ale ciągle czuliśmy niedosyt. Do tej pory naszą główną barierą rozwojową był brak miejsca, dlatego skupialiśmy się przede wszystkim na inwestycjach. Przez te 22 lata właściwie ciągle albo byliśmy w trakcie rozbudowy albo planowaliśmy kolejną inwestycję. Teraz już trochę okrzepliśmy, ale nie spoczywamy na laurach – wdrażamy system informatyczny, aby lepiej zarządzać asortymentem i mieć większą wiedzę popartą danymi o zachowaniach naszych klientów, myślimy o rozwoju sprzedaży internetowej. W planach są jeszcze zewnętrzne place zabaw, kostka brukowa i oświetlenie parkingu. Ciągle jest to biznes rodzinny, już nie mały, ale chcemy zachować ten charakter, dzięki któremu jesteśmy blisko klientów.

Ile osób jest obecnie zatrudnionych w Pracusiu?
Stały personel tworzy 25 osób, w trakcie ścisłego sezonu posiłkujemy się dodatkowymi pracownikami. Pierwsza osoba, którą przyjmowałem do pracy jest z nami od 22 lat. Część załogi przygotowuje się już do emerytury, więc stoimy przed wyzwaniem zmiany pokoleniowej. Chcemy to zrobić płynnie, aby wieloletni pracownicy zdążyli przekazać swoją wiedzę tym z krótszym stażem. Tylko niewielka część zespołu to osoby z wykształceniem ogrodniczym, reszta pracowników to pasjonaci, którzy mają ogromne doświadczenie. Stawiamy na ludzi kreatywnych, którzy cały czas chcą się rozwijać. Dużo wymagamy od siebie, ale też od naszych pracowników.

Jakie są Wasze sprawdzone sposoby na ograniczanie efektu sezonowości?
Dla nas sezon trwa cały rok. Poza szerokim asortymentem roślin sezonowych oferujemy także ogromny wybór roślin całorocznych. Na początku roku posiłkujemy się głównie materiałem roślinnym z Holandii, bo jest już w pełnej krasie, a ten krajowy trzeba zasilać, budzić, przygotowywać do sprzedaży, ale w późniejszej części sezonu mamy już przekrój asortymentu szkółek z całej Polski. To pełna oferta – od bylin, po duże drzewa alejowe, bo obsługujemy także zamówienia na nasadzenia miejskie. Jeśli wprowadzamy do asortymentu rododendrony, to oferujemy cały przekrój odmian w różnych przedziałach cenowych.
Nie chcemy poszerzać oferty o dodatkowe kategorie, np. materiały budowlane, ale wychodzimy z założenia, że musimy mieć wszystko do ogrodu, także siatki, maty ściółkujące, narzędzia ogrodnicze, grille czy kosiarki. Mamy na miejscu serwis zajmujący się większością napraw, tylko w przypadku większych usterek korzystamy ze wsparcia zewnętrznych serwisów, które z racji wieloletniej współpracy traktują nas priorytetowo.
Mamy też rozbudowany dział kwiaciarski – na co dzień siedem florystek zajmuje się przygotowywaniem bukietów. Dużo wysiłku wkładamy także w przygotowania do Wszystkich Świętych i Bożego Narodzenia – przywiązujemy do tego bardzo dużą wagę i widzimy efekty handlowe, choć dostosowanie obiektu pod kątem asortymentu bożonarodzeniowego wymaga właściwie przemeblowania całego sklepu.
Cały czas staramy się zaskakiwać klientów, żeby za każdym razem nasze centrum wyglądało dla nich inaczej. Bardzo dużo pracy i zaangażowania personelu wymaga tworzenie inspirujących aranżacji – takich jak np. kącik oliwny z donicami, roślinami i dodatkami. Praca w naszym centrum jest czymś znacznie więcej niż sprzedażą i wykładaniem towaru na półki.

Mocnym punktem Pracusia jest asortyment dekoracyjny. Czy trudno skompletować unikatową ofertę?
Żona rocznie pokonuje wiele kilometrów dbając o to, aby asortyment dekoracyjny był jak najbardziej wyszukany, jak najbardziej ciekawy. Często jeździmy do Holandii po rośliny, przy każdym z tych wyjazdów odwiedzamy centra ogrodnicze, mamy się od kogo uczyć. Jeździmy też po Polsce, podpatrując najlepsze rozwiązania.
Sprowadzamy np. z Francji zabytkowe 100-letnie meble – zdobione stoły, krzesła, komody. Wykorzystujemy je do tworzenia ekspozycji, ale można je też kupić. Rocznie sprzedajemy kilkanaście kompletów mebli, które trafiają do domów klientów mających sentyment do takich niepowtarzalnych rzeczy.

W Waszym centrum rzuca się w oczy całkiem spory plac zabaw dla dzieci. W jaki jeszcze sposób próbujecie przyciągnąć do centrum klientów?
Staramy się stworzyć przestrzeń dla całych rodzin, żeby przyjeżdżali tu nie tylko na zakupy, ale też pospacerować, pooglądać piękne rośliny i aranżacje czy wypić kawę. Mamy woliery z ptakami, pokazowe oczko wodne czy wybieg dla kur ozdobnych. W czasie pandemii nie możemy realizować wielu pomysłów na ciekawe wydarzenia, ale w grudniu jak zwykle zrobiliśmy event ze Świętym Mikołajem dla całych rodzin i świąteczny kiermasz. Świeże oraz wędzone ryby, które były jedną z jego atrakcji przyciągały tu klientów nawet z odległych terenów.

Bardzo rozbudowany jest także Wasz dział zoologiczny. Czy sprzedaż produktów z tej kategorii rozwija się stabilnie?
To jedna z kategorii produktowych o największej dynamice wzrostu. Sama ekspozycja artykułów zoologicznych zajmuje ok. 600 m kw., a mamy także dobrze zaopatrzony dział wędkarski czy pokazowe oczko wodne. Obok standardowych produktów takich jak pokarmy i akcesoria mamy też dużo żywych zwierząt – od szynszyla, przez amazońskie papugi, po legwany czy warany. Bardzo istotny jest dla nas także dział akwarystyczny – choć utrzymanie tak wielu akwariów i ryb w dobrej kondycji wymaga ogromu pracy, to zaangażowanie procentuje.

Wiele biznesów w branży ogrodniczej przestaje się rozwijać, bo brakuje następców. Czy w Państwa przypadku są już jakieś widoki na sukcesję?
Tradycje ogrodnicze są w naszej rodzinie wielopokoleniowe, rodzina żony zajmuje się produkcją kwiatów rabatowych. Mamy dwóch synów i dwie córki, staramy się zaszczepić w nich miłość do roślin i zwierząt, zobaczmy, jaki będzie ich wybór drogi zawodowej. Syn kontynuuje edukację w technikum architektury krajobrazu, gdzie na pewno poszerzy wiedzę, którą mógł zdobyć w naszym centrum. Zrobiliśmy pierwszy krok, liczymy, że następne pokolenie zrobi kolejny.

REKLAMA
Targi Zieleń to życie