Felieton

Felieton… słowo na dzień ojca

„Gena nie wydłubiesz”… ta potoczna fraza jakże jest prawdziwa, zwłaszcza w czerwcu w miesiącu gdzie obchodzimy Dzień Ojca. Ojciec – słowo nobliwe niosące w sobie energię szacunku, wyniosłości i dystansu. Na szczęście ja miałam Tatę a nie ojca – wiec z dumą noszę w sobie geny kilku pokoleń ogrodników, które to geny pozwoliły mi być tu, gdzie jestem.

Pamiętam mojego tatę, kiedy nocami siedział w kuchni i czytał książki – połykał je, zwłaszcza te o tematyce II Wojny Światowej.  Stała przed nim kawa, a on czytał, czytał i czytał. Paradoksalnie nie o nowych nasadzeniach, czy chorobach grzybowych. Tylko o czymś zupełnie innym. W czasach, kiedy urodził się mój tata szacunek do OJCA i jego słowa były święte. Dlatego skoro ojciec mojego taty był ogrodnikiem, dziad mojego ojca był ogrodnikiem i pradziad i wujowie i wszyscy inni też to i on ma być ogrodnikiem. Proste i nieskomplikowane. Dlatego po ukończeniu Akademii Rolniczej na kierunku ogrodniczym (obecnie Uniwersytet Przyrodniczy w Poznaniu), tata założył „nie swoje buty” tradycji rodzinnej i zaczął pracę w swoim ogrodnictwie, odkładając tym samym swoje marzenie pozostania bibliotekarzem. Miłość do literatury i sztuki przetrwa…i jednak i trwała całe życie.

Dlatego zawsze sobie przypominam tą historię, jak widzę kolejne pokolenie szkółkarzy, dzieci właścicieli firm ogrodniczych, dystrybutorów i producentów czy centrów ogrodniczych, którzy na siłę są wtłaczani w „nie swoje buty” bo ktoś MUSI przejąć biznes. MUSI. Tak, MUSI.

I w rozmowach z tymi osobami wiem, jak wielu tych młodych ludzi jest. Wrzuconych w nie swoją bajkę, w której OJCIEC każe zaangażować się w niechciany biznes. Nawet nie każe, wystarczy wzrok, gest. Ale postawa OJCA jest apodyktyczna, toksyczna i nie akceptująca sprzeciwu. Znacie to? Warto rozejrzeć się wokół w naszej branży, posłuchać i zobaczyć kto w dobie sukcesji przejmuje biznes z entuzjazmem i pasją a kto tego szczerze nienawidzi. A nie ukrywam, że w rozmowach takich młodych osób, które mają inny pomysł na życie jest dużo. Nie dane im będzie iść swoją drogą, są za młodzi, aby się zbuntować, postawić na swoim. Do tego komfort życia w jakim przyszło się im urodzić i do jakiego są przyzwyczajeni nie pomaga. Bo trudno zacząć coś innego od nowa z czystą kartą i bez wsparcia finansowego.

We wspomnieniach po moim tacie pozostało mi wiele zasad, którym hołduję do dziś i które są na tyle uniwersalne, że często je sobie przypominam na życiowych zakrętach. Jedna z nich jest stwierdzenie, żeby nie przejmować się rzeczami, na które nie mamy, nie mieliśmy i nie będziemy mieli wpływu. Niby proste, ale jak często nasze myśli są ogarnięte czymś na co naprawdę nie mamy wpływu – i sami siebie frustrujemy. Innym stwierdzeniem, które wg. mnie się sprawdza, które wpoił mi ojciec to „pracuj ciężko, efektywnie, myśląc – nie odpuszczaj i jak przyjdzie czas zwątpienia tym bardziej nie odpuszczaj, jak wszystko się będzie walić przyciśnij i nie odpuszczaj zupełnie – ludzie nie przegrywają, ale za wcześnie rezygnują. Jeśli praca jest Twoją pasją i wkładasz w to całe serce to pieniądze przyjdą”

Dlatego nigdy nie odpuszczam. I odczuwam szczęście, że po kilku pokoleniach rodziny miałam to szczęście, że mogłam iść swoją drogą, w swoich butach, by dopiero po pewnym czasie wrócić do ogrodnictwa na swoich zasadach.

Mam też nadzieję, że tam na górze Bóg zatrudnił mojego tatę w bibliotece w dziale historycznym, bo przecież do cholery nie dał mu chyba ogrodu rajskiego do uprawy.

Życzę Wam wszystkim, żebyście wspominali swojego rodzica jako tatę, tatkę, tatusia a nie jako OJCA. I sami byli „tatami” bo OJCEM być nie warto.

Artykuł  pod tytułem: „Niedaleko pada jabłko od … bazylii” autorstwa Natalii Mazur na temat mojej ogrodniczej rodziny ukazał się w 2003 roku w  Gazecie Wyborczej, ale to już zupełnie inna historia.

REKLAMA