Ostatnie dwa lata były wyjątkowo udane w sprzedaży tej grupy produktowej. I choć szeroka dostępność repelentów w wielu kanałach dystrybucji ogranicza możliwości sprzedaży w sklepach ogrodniczych, to na walce z komarami i kleszczami wciąż można nieźle zarobić
Tekst: Michał Gradowski
W sierpniu ubiegłego roku media na całym świecie zelektryzowała informacja podana przez brytyjski dziennik The Independent – w serii eksperymentów naukowcy z brytyjskiego Laboratorium Nauki i Technologii Obrony, agencji Ministerstwa Obrony, wykazali, że repelent zawierający citriodiol (w stężeniu 90 proc.) może zabić wirusa SARS-CoV-2. News był raczej dmuchany, bo eksperyment przeprowadzono na lateksowej skórze, preparat działał więc podobnie, jak wiele powszechnie stosowanych środków odkażających, ale „Mosi-guard Natural”, chroniący żołnierzy przez komarami, zyskał kilka minut sławy.
Czy swoje pięć minut mają teraz także producenci i dystrybutorzy repelentów?
Według danych Euromonitor International polski rynek środków owadobójczych i repelentów już kilka lat temu osiągnął wartość ok. 70 mln zł, a udział produktów w formie aerozolu lub sprayu, najpopularniejszych w całej kategorii, wyniósł ponad 19 mln zł. Popyt na te produkty, według szacunków Euromonitora, rośnie w tempie od 2% do 3,5% rocznie. Z kolei według danych Allied Market Research światowy rynek środków odstraszających owady do 2026 roku ma osiągnąć wartość 9,6 mld dolarów, rosnąc co roku w tempie 6,8%.
Pogodowa loteria
W tej kategorii karty rozdaje pogoda, a producentom bardzo trudno przewidzieć, jakie będzie zapotrzebowanie konsumentów i kiedy przypadnie szczyt sprzedaży. Od kilku lat repelenty są jednak dostępne także w aptekach, a rynek farmaceutyczny jest znacznie lepiej „zbadany” niż branża ogrodnicza, więc aktualny popyt można śledzić np. na portalu gdziepolek.pl, który analizuje sprzedaż produktów w aptekach, w tym także repelentów. Według danych tego portalu produkty na komary, kleszcze i meszki w tym roku w niewielkim zakresie zaczęły się sprzedawać już w marcu, wyraźne wzrosty można było zauważyć w kwietniu, ale sprzedaż wystrzeliła w górę dopiero po weekendzie majowym, wraz ze znaczącymi wzrostami temperatury i liczniejszymi niż wcześniej wyprawami do lasu czy nad jeziora. W Polsce najwięcej komarów występuje zwykle w lipcu oraz sierpniu, ale natężenie tego „problemu” jest bardzo odmienne w różnych częściach kraju. Bez wątpienia jednak repelenty już teraz powinny czekać na klientów na półkach sklepów i centrów ogrodniczych.
Czy to działa?
Na rynku można znaleźć wiele repelentów o różnym przeznaczeniu, formie podania i składzie. Wiele z nich opartych jest na związku chemicznym DEET, uważanym za najskuteczniejszą broń w walce z komarami i kleszczami, niektóre o stężeniu nawet 50%. Potwierdzeniem skuteczności tej substancji jest m.in. raport badaczek z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny i Wojskowego Instytutu Higieny i Epidemiologii, opublikowany na łamach kwartalnika „Przegląd epidemiologiczny”. W badaniu tym, pod kątem działania odstraszającego kleszcze łąkowe, przeanalizowano
cztery produkty zawierające: DEET, ikarydynę, IR3535 i mieszaninę 3 substancji: DEET, IR3535 oraz geraniolu. Po 90 minutach od aplikacji 100% ochronę wykazały trzy repelenty: pierwszy zawierający 30% DEET, drugi o składzie: DEET 30%, IR3535 20%, geraniol 0.1% oraz trzeci z IR3535. Aktywność czwartego repelentu o składzie Ikarydyna 20% wynosiła 95%.Po 4 godzinach skuteczność pierwszego i drugiego produktu wciąż była wysoka, sięgająca 90%, a skuteczność pozostałych preparatów znacząco spadała. Natomiast po 7 godzinach od aplikacji najskuteczniejszy okazał się pierwszy preparat (30% DEET), który nadal odstraszał 90% kleszczy.
Na drugim biegunie są produkty oparte na składnikach pochodzenia naturalnego, które systematycznie zyskują nowych zwolenników. W ich składzie znajdziemy na przykład ekstrakt z lawendy (AROX) czy pyretrum (BROS), czyli substancję otrzymywaną z kwiatów złocienia.
Strach przed kleszczem
Pojawienia się w 2015 roku w Brazylii epidemii wirusa Zika, którego patogeny są przenoszone przez komary, wywołało światowe poruszenie, a wirus ten okazał się bardzo groźny zwłaszcza dla kobiet w ciąży. Choć komary przenoszą także inne choroby, to w naszych warunkach klimatycznych stanowią raczej uporczywą niedogodność niż realne zagrożenie. Inaczej wygląda sytuacja w przypadku kleszczy, przenoszących bakterie powodujące boreliozę i kleszczowe zapalenie mózgu. Według danych Narodowego Instytut Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny od 1 stycznia do 31 lipca 2020 r. zanotowano w Polsce prawie 6,5 tys. przypadków boreliozy. W tym samym okresie ubiegłego roku było 9,3 tys. takich przypadków. Ubiegły rok nie był jednak miarodajny, ze względu na obostrzenia związane z przemieszczeniem się, a nawet czasowy zakaz wstępu do lasów. Dane Ministerstwa Zdrowia z ostatnich kilku lat pokazują, że liczba zachorowań na boreliozę waha się w przedziale 20-21,5 tys. przypadków rocznie. Warto jednak zauważyć, że dekadę temu notowano zaledwie ok. 4 tys. przypadków, a świadomość zagrożenia chorobami przenoszonymi przez kleszcze jest dziś dużo większa. To jeden z czynników, który wydatnie przyczynia się do wzrostu popytu na repelenty, a pozycja całej tej grupy produktowej w najbliższych kilku latach wydaje się niezagrożona.