Rozwinęliśmy skrzydła

Satysfakcja jest niebywała, spełniło się nasze marzenie. Nie myślimy na razie o konkretnych celach finansowych, chcemy przede wszystkim skłonić nowych klientów, żeby nas chociaż raz odwiedzili. Wierzymy, że to wystarczy, aby przyjeżdżali regularnie – mówi Sławomir Łucki, właściciel Podkrakowskiego Centrum Ogrodniczego Łuccy

Rozmawia: Michał Gradowski

Od 1. września Podkrakowskie Centrum Ogrodnicze Łuccy mieści się w miejscowości Masłomiąca pod Krakowem. Do dyspozycji klientów oddano sklep o powierzchni 600 m² oraz przylegający do niego zewnętrzny plac, który ma powierzchnię 3 tys. m². Czy po zakończeniu inwestycji poczuli Państwo szczęście, że udało się zrealizować marzenie czy raczej ulgę, że mają to już Państwo za sobą?

Satysfakcja jest niebywała. Rozwijając centrum w poprzedniej lokalizacji, na dzierżawionym terenie, doszliśmy do ściany. Dlatego zdecydowaliśmy się przenieść firmę w nowe miejsce. Wybór był oczywisty, w Masłomiącej posiadamy działkę o powierzchni 4 ha, gdzie od 20 lat rozwijamy produkcję szkółkarską.
Często jeździmy do Holandii, tam rozpoczęła się nasza przygoda z branżą ogrodniczą, zawsze chcieliśmy zbudować centrum według zachodnich wzorców. W poprzedniej lokalizacji problemem był nie tylko brak miejsca i odpowiedniej infrastruktury, ale też fakt, że nie w pełni mogliśmy prowadzić firmę tak, jakbyśmy chcieli. Teraz nie mamy już ograniczeń, działa całkowicie skomputeryzowany system, panuje idealny porządek, możemy zapewnić odpowiednie standardy obsługi.

Czy w związku z nową inwestycją stawiają sobie Państwo konkretny cel, np. liczbę sezonów, po których wydatek ma się zwrócić?

Nie chcemy na razie fundować sobie dodatkowego stresu, więc nie myślimy o targetach, liczbach, konkretnych celach finansowych. Mamy statystyki sprzedaży z poprzedniego miejsca, będziemy na nich bazować. Dajemy sobie rok na obserwację – od wiosny do świąt Bożego Narodzenia. Po tym okresie będziemy mogli oszacować nasz handlowy potencjał, wyliczyć koszyk zakupowy, itp. Przeprowadzkę zaczęliśmy w czasie ubiegłorocznych wakacji, w martwym sezonie – to właściwie jedyny moment, kiedy istnieje szansa na w miarę bezbolesne przeprowadzenie takiej operacji. Wprowadziliśmy dużo nowego asortymentu, więc liczymy też oczywiście na zupełnie nowych klientów.

Jakie były pierwsze reakcje konsumentów?

Byliśmy bardzo ciekawi opinii naszych stałych klientów, którzy odwiedzili nowe centrum w pierwszej kolejności. Odbiór był bardzo pozytywny, to zupełnie inna jakość robienia zakupów. Papierkiem lakmusowym przed nowym sezonem był dla nas grudzień. Ruch w centrum oraz wyniki sprzedaży choinek i dekoracji świątecznych nastrajają nas pozytywnie.
Jedyne zastrzeżenia klientów dotyczyły odległości od Krakowa, od którego się oddaliliśmy. Już dawno przekonaliśmy się jednak, że klient z Krakowa, gdzie brakuje terenów pod zabudowę jednorodzinną i dominują budynki wielomieszkaniowe, nie jest dla nas najważniejszy. Naszą najważniejszą grupą docelową są mieszkańcy gminy Michałowice.

Czy w związku ze zmianą lokalizacji zaplanowali Państwo intensywną kampanię marketingową?

Było dla nas oczywiste, że nowa inwestycja oznacza także większe wydatki na marketing. Naszym celem jest skłonienie nowych klientów, żeby nas chociaż raz odwiedzili. Wierzymy, że to wystarczy, aby przyjeżdżali regularnie. Stawiamy na wielotorową komunikację – wykupiliśmy kilka bilboardów w okolicach starej lokalizacji, w Krakowie mamy reklamę LED-ową, pokazujemy się w gminnej gazecie, rozważamy emisję spotów radiowych w lokalnej rozgłośni. Kontynuujemy też kampanie, które prowadziliśmy wcześniej – na Facebooku, w formie newslettera, w budowie jest nowa strona internetowa. Nowością jest kampania SMS-owa, którą chcemy uruchomić w tym sezonie.  

Czy sposobem na przyciągnięcie klientów będą także organizowane w centrum wydarzenia?
Jak najbardziej, w dzisiejszych czasach eventy to podstawa, zwłaszcza jeśli centrum ma być także miejscem wypoczynku, spędzania wolnego czasu. Będziemy kontynuowali tradycję warsztatów grillowych, zamierzamy promować żywność ekologiczną, o którą poszerzyliśmy asortyment, razem z producentem asortymentu do przetwórstwa i winiarstwa zaprezentujemy domowe sposoby na przetwory i trunki. Chcemy też przyciągać do naszego centrum dzieci i „wychowywać” sobie przyszłych klientów, stawiając mocno na edukację ekologiczną.

Poza poszerzeniem asortymentu nowością jest także możliwość wejścia na teren szkółki. Czy nie boi się Pan, że w szczycie sezonu będzie to poważnie utrudniało obsługę klientów?
Rośliny zawsze były naszym znakiem firmowym, a możliwość wybrania konkretnego egzemplarza ze szkółki, który następnie zostanie wykopany specjalnie dla klienta, stanowi wartość dodaną dla konsumentów. Szkółka ma
2 ha powierzchni, nie są to latyfundia, po których musielibyśmy szukać zagubionych klientów. W sezonie każda para rąk do pracy zarówno w szkółce, jak i centrum będzie na wagę złota. Nawet najlepsze założenia zawsze weryfikuje życie. Pewnie wiele naszych pomysłów będziemy musieli zmodyfikować. Odpowiedzi na wszystkie pytania poznamy do końca roku.

Czy teraz koncentrują się Państwo tylko na najbliższym sezonie, czy też rysuje się już plan dalszego rozwoju?

W biznesie pytania o przyszłość muszą się pojawiać, nawet krótko po rewolucji, jak trzeba nazwać naszą przeprowadzkę. Ponieśliśmy ryzyko finansowe związane z nową inwestycją i teraz koncentrujemy się na tym, aby przyniosła ona satysfakcjonujący zwrot. Ta decyzja była jednak podyktowana myśleniem długofalowym. Centrum ogrodnicze założyliśmy w 1996 roku, gdybyśmy od początku inwestowali na własnym terenie, bylibyśmy teraz na innym etapie. Możliwości dalszego rozwoju oczywiście są, możemy dobudować nową nawę i jeszcze poszerzyć asortyment. Kto nie ryzykuje, nie pije szampana.

 

REKLAMA